Zamieszczone przez shado
Podłączanie bezpoednio ze sobą obu par zacisków akumulatora stało się bardzo groźne w momencie, gdy pojawiły się nowoczesne akumulatory o małej rezystancji.
Prąd, jaki może wtedy popłynć między akumulatorami jest tak duży, że mógłby doprowadzić do rtrwałego uszkodzenia akumulatora 'dawcy'.
Z drugiej strony szczególnie silniki dieslowskie stawiają wielkie opory przy odpaleniu i potrzebują dość dużego prądu do jego rozruchu.
Dlatego, dla pewności, łączy się ujemny zacisk akumulatora dawcy z elementem masy (karoserii lub silnika) biorcy. Wtedy pomiędzy klemą 'minus' akumulatora biorcy i klemą 'minus' aumulatora dawcy pojawia się oporność (rezystancja), która ogranicza przepływ prądu zabezpieczając akumulator dawcy przed uszkodzeniem.
Niezależnie, gdzie się dopina przewody rozruchowe pojawi się niewielka iskra, ale wydzielanie się wodoru z cel akumulatora ładowanego nie następuje natychmiast (czyli wtedy, gdy pojawia się iskra), ale z pewnym opóźnieniem.
Z drugiej strony, gdy odpalamy samochód na porzyczany prąd, to zazwyczaj po odpaleniu odłaczamy przewody, a nie ładujmey intensywnie i długotrwale akumulator biorcy.
Od momoentu, gdy silnik pracuje, sam się będzie powoli ładował. Trudno mi zatem sobie wyobrazić sytauację, aby akumulator biorcy tak się długo ładował, aby zaczął wydzielać wodór.
Dlatego takie tłumaczenie jest BZDURĄ!!!
Pozdrawiam,
Komentarz